- Teraz tak będzie wyglądał nasz związek? Będzie codziennie mnie tak traktował? Czy tylko wtedy, gdy nie będę chciała tego samego co ty? No słucham? - zapytałam zdenerwowana. Nie bałam się tego, że może uderzyć mnie jeszcze raz. Było mi to już obojętne. Nie raz dostałam od niego w twarz, więc może powinnam była się do tego przyzwyczaić? Byłam zła na siebie, że przez chwilę uwierzyłam w to, że się zmienił. Ale wiem jedno. On się nigdy nie zmieni. Zawsze traktował i uważasz mnie za szmatę. Nie raz już wygarnął mi to prosto w twarz. Na początku cholernie mnie, to bolało, a teraz już nawet się tym nie przejmuję. - Bardzo rozmowny jesteś. - rzuciłam obojętnie. Ominęłam go i zaczęłam iść. Nie szedł za mną. Nawet się nie odwrócił. Nie spojrzał na mnie. Odwróciłam się na chwilę. Stał w miejscu i patrzył się w jeden punkt co mnie przerażało dlatego też przyśpieszyłam.
Chwilę później byłam już u niego w domu. Demetria siedziała w salonie i piła akurat herbatę, gdy wpadłam jak poparzona do środka. Od razu jej wzrok znalazł się na mnie.
- Valerie? Gdzie jest Harry? - zapytała po czym wstała i od razu znalazła się przede mnie. Delikatnie kciukiem przejechała po moim policzku, który na pewno był zaczerwieniony co zauważyła kobieta. - Co Ci się stało? - zapytała, ale nic nie odpowiedziałam. Od razu łzy napłynęły mi do oczu. Zacisnęłam powieki, a nieproszone łzy spłynęły po moich policzkach. - On znowu Cię bije? - zapytała. Kiwnęłam twierdząco głową i mocno wtuliłam się w kobietę, która gładziła dłonią moje plecy. - Valerie ja tak tego nie zostawię. - powiedziała po chwili. Odsunęłam się do niej. Wytarłam łzy i spojrzałam prosto w oczy Blondynki.
- Co ma Pani na myśli? - zapytałam zdziwiona.
- Póki nie ma Harry'ego spakuj wszystkie swoje rzeczy, które u nas masz i zejdź szybko do salonu. - odpowiedziała. Nic już nie powiedziałam. Wbiegłam na górę i najszybciej jak tylko mogłam spakowałam swoje rzeczy. Po 5 minutach byłam już w salonie i czekałam na kobietę. Ubrana w czarne obcisłe spodnie oraz czarny długi płaszcz, podeszła do drzwi i spojrzała na mnie. - Chodź.. - rzuciła otwierając drzwi. Szybko wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do samochodu.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam ciekawa.
- Do rodziców nie możesz jechać, do waszego do domu również nie możesz jechać, bo Cię znajdzie. Za miastem wynajmuję niewielkie mieszkanie, w którym zatrzymasz się na kilka dni. Nie chcę żeby mój syn Cię tak traktował. Nie zasługujesz na to. On nie wie czasami co robi, a później tego żałuje. Dlatego też proszę Cię żebyś nie odbierała od niego telefonów, nie odpisywała na wiadomości, a tym bardziej nie możesz dowiedzieć się, że tu jesteś. Harry nie ma pojęcia o tym mieszkaniu i najlepiej będzie jak zostanie, to między nami, dobrze? - powiedziała. Przez cały czas patrzyłam na nią.
- Dobrze. Wszystko rozumiem. - odpowiedziałam odwracając swój wzrok przed siebie. Patrzyłam na jadące samochody przed nami. Siedziałam zamyślona i w ogóle się nie odzywałam. Nie miałam na nic ochoty. Chciałam tylko położyć się i zasnąć.
Po dobrej godzinie byłyśmy już na miejscu. Kobieta zaparkowała samochód przed bramą, który była przeszkodą żeby wjechać na parking.
- Nie będę już wjeżdżać, ponieważ nie opłaca mi się. Chodźmy szybko. Pokażę Ci, które to będzie Twoje mieszkanie. - powiedziała. Wysiadłyśmy z samochodu. Wpisała kod do bramki i weszłyśmy na podwórko. Żeby gdzieś wejść trzeba było za każdym razem wprowadzić hasło, którego nie znalazłam.
Po dobrych pięciu minutach byłyśmy na jednej z klatek. Weszłyśmy na trzecie piętro. Weszłyśmy do mieszkania numer 27. Zdjęłam buty i weszłam w głąb mieszkania. Było małe, ale bardzo przytulne. Walizkę zostawiłam w korytarzu i poszłam za kobietą. Zapaliła światło w kuchni i podeszła do małego baru zza którego wyciągnęła karteczkę i długopis. Zapisała jakieś liczby.
- To jest kod do bramki, klatki. - wyjaśniła.
- Dobrze. - odpowiedziałam.
- Wybacz, ale muszę Cię już zostawić. Muszę załatwić jeszcze jedną sprawę. Pamiętam o tym co Ci mówiłam. - przypomniała i wyszła z mieszkania. Zostałam sama. Stałam w kuchni do momentu, aż dzwonek telefonu wypełnił całą kuchnię. Przestraszyłam się po czym szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni. Spojrzałam na wyświetlacz. Od razu odrzuciłam połączenie, a telefon położyłam na barze. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Było naprawdę bardzo ładne.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ.
Jestem tu już tydzień i czuję, że zwariowałam. Jestem zamknięta w tym mieszkaniu. Ona mnie okłamała. Zrobiła, to specjalnie, a ja jej uwierzyłam. Zamknęła mnie, a klucz zabrała. Zorientowałam się dopiero na drugi dzień, gdy chciałam wyjść pobiegać. Nie wiem co mam robić. Ciągle płaczę i wpadam w histerię jak głupia.
Tyle razy próbowałam skontaktować się z Harry'm, ale ciągle ma wyłączony telefon. Tak jest od 4 dni.. Nie pozostało mi nic innego. Musiałam, to zrobić, bo jeszcze jeden dzień w tym domu, a zwariuję całkowicie.
Wzięłam telefon i wybrałam numer Josh'a.. Odebrał! Cieszyłam się jak głupia.
- Proszę Cię przyjedź po mnie i zabierz mnie stąd. - powiedziałam zapłakanym głosem. Zapadła cisza. Nie odzywał się, ale słyszałam jego oddech. - Josh.. - powtórzyłam.
- Gdzie jesteś? - zapytał. Wreszcie usłyszałam jego głos. Wyjaśniłam mu wszystko.
Nie wiem ile minęło godzin od naszej rozmowy, ale zdążyło zrobić się już ciemno. Siedziałam oparta o drzwi balkonowe i czekałam. Czekałam, aż wreszcie przyjedzie.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Valerie? - głos Josh'a sprawił, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Szybko wstałam z podłogi i podbiegłam do drzwi.
- Spróbuj je jakoś otworzyć. - odpowiedziałam.
- Odsuń się. - powiedział. Odsunęłam się. Kilka razy uderzył w drzwi, aż wreszcie po chwili udało mu się je wyważyć. Stał i patrzył na mnie. Bez zastanowienia podbiegłam do niego i mocno wtuliłam się w niego.
- Dziękuję. - szepnęłam. Odsunął się ode mnie i spojrzał prosto w moje oczy. - Pakuj się. Czekam w samochodzie. - rzucił obojętnie i poszedł. Westchnęłam po czym wpadłam do sypialni. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i zeszłam na dół. Stał przed klatką i palił papierosa. Spojrzałam na niego zdziwiona. Przecież on nie pali. Co się stało, że zaczął? Ale nie zapytałam. Stanęłam cicho przed nim. Uniósł wzrok na mnie. Wziął ode mnie walizkę i zaczął iść w stronę samochodu. Bez słowa szłam za nim. Przy samochodzie wyrzucił papierosa, a walizkę wrzucił do bagażnika. Zajęłam miejsce pasażera i czekałam, aż wreszcie dołączy do mnie.
Wsiadł, odpalił silnik i ruszył w piskiem opon. Patrzył uważnie na drogę, a na mnie w ogóle nie zwracał uwagi.
- Naprawdę dziękuję, że po mnie przyjechałeś. - odezwałam się.
- Ta, spoko. - odpowiedział obojętnie. Nie spojrzał na mnie. Odwróciłam wzrok w boczną szybę. Patrzyłam na rozmazany obraz.
Ten sam dzień - wieczór, godzina 21:30.
Po drodze zajechał do sklepu. Nie zapytał się czy idę z nim. Po prostu bez słowa wziął portfel i wysiadł z samochodu. Patrzyłam jak wchodzi do sklepu. Spuściłam głowę w dół i czekałam aż wróci.Nie wiem ile minut minęło. Drzwi pasażera otworzyły się. Włożył reklamówki i wsiadł.
- Nie mieszkam z Twoją mamą.. Chcesz jechać do niej czy do mnie? - zapytał. Zdziwiona spojrzał na niego.
- Dlaczego z nią nie mieszkasz? - zapytałam nie spuszczając z niego wzroku.
- Przyznała się do tego, że przespała się z Harry'm. - odpowiedział i wtedy, to do mnie wróciło. Wróciło do mnie to o czym zapomniałam już dawno.
- Chcę do Ciebie. - odpowiedziałam od razu. Szybko wytarłam łzy.
Po kilku minutach byliśmy przed domem, którego wcześniej nie widziałam. Mimo tego, że przejeżdżałam tędy już kilka razy, ale nie ważne. Wysiadłam z samochodu. Z bagażnika wyciągnęłam walizkę i zaczęłam iść z mężczyzną. Weszliśmy do środka. Zdjęłam buty i spojrzałam na niego. - Gdzie mogę się przespać? - zapytałam. Odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Poczekaj. - powiedział i zniknął za drzwiami zapewne kuchni. Po chwili wrócił do mnie i wziął moją walizkę. Zaczął iść w stronę schodów. Szłam za nim. Chwilę później stałam już sama w niewielkiej sypialni. Białe ściany, białe łóżko, biała komoda oraz niewielki biały stolik. To wszystko co znajdowało się w sypialni. Pchnęłam walizkę pod ścianę i położyłam się do łóżka. Okryłam się cienkim kocem.
Obudziłam się, gdy poczułam, że ktoś mnie przykrywa. Przestraszona od razu usiadłam. Światło było zapalone, a to był tylko Josh.
- Przepraszam.. Nie chciałem Cię przestraszyć, naprawdę. - powiedział. Westchnęłam.
Jeśli są jakiekolwiek błędy, to przepraszam, ale jestem zmęczona i jakoś nie bardzo chce mi się je sprawdzać i poprawiać.
Czytasz? To proszę Cię zostaw po sobie komentarz. :)